A oto nasza liczna reprezentacja KKB: Kamil oraz Krzysiek ( półmaraton, bieg nocny na 7 km, Runek Run), Łukasz Machlowski ( życiowa Dziesiątka, Karol Maraton – 13 msc. OPEN), Ryszard Machlowski (Koral Maraton – 23 msc OPEN),Jan Kordos (Półmaraton), Grażyna Machlowska (Półmaraton), Mariusz Wijas (Półmaraton). Bardziej górskie trasy wybrała trójka klubowiczów Kuba ( 66 km oraz Bieg na Jaworzynę wraz z żoną Kasią), Kamila i Tomasz ( 34 km).
Humory oraz pogoda dopisywały wszystkim przez cały festiwal. Każdy był zadowolony ze swoich rezultatów. Uśmiech zawsze był obecny na naszych twarzach, szczególnie w momencie przekraczania mety, czy w momencie łamania kryzysów na trasie. Poniżej kilka słów o moich zmaganiach w biegu górskim na 34 km:
Sobota rano- noc nie przespana, bo z tych nerwów nie mogłam, ale trudno, skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć B. Po kilku przygodach, małym spóźnieniu na miejsce zbiórki dotarłam do autobusu. I tutaj już było coraz gorzej- stresik zaczął sie uaktywniać coraz bardziej. W głowie tylko cały czas pytanie- czy ja dam radę? na zamianę z drugim- po co mi to było?. popatrzyłam na Tatę siedzącego obok- ostoja spokoju. Powiedziałam sobie wtedy- weź się w garść. Jest plan jak to przebiec, trasę znacie, kto nie da rady jak nie my?
Godzina 12- Piwniczna- i ruszyli… najpierw Ci co mają chęć wygrać i tyle ich widzieliśmy. potem następni- my w ostatniej fali razem z innymi, którzy biegną pierwszy raz i są jeszcze bardziej przerażeni niż my 🙂 to dodało nam otuchy. Biegniemy, podziwiamy widoki, robimy zdjęcia- w końcu jakaś pamiątka- ze jednak podjęliśmy to wyzwanie musi być. Jest lepiej- nawet wyprzedzamy innych- to dodaje nam skrzydeł i na pierwszym punkcie kontrolnym meldujemy sę wcześniej niż zamierzaliśmy- jest moc- chwila przerwy, krótkie rozmowy i biegniemy dalej. Przed nami największe wyzwanie- Wierchomla- muszę przyznać, ze lepiej nam się weszło ( nie ma się co oszukiwać- większość tam wychodzi, a nie wbiega :)) niż zbiegało. I tutaj stała sie najsmutniejsza rzecz- okazało sie ze pojawiły sie drobne problemy ze zbieganiem, co znacznie opóźniło nasze zamierzenia co do czasu. Jednak nie poddaliśmy się z Tatą i walczyliśmy dalej. Połowa trasy- pojawił się doping znajomych, którzy czekali na start Runek Run. Jest póki co dobrze- truchtamy, ponownie spotykamy znajomych i wspólnie pokonujemy dalsze kilometry. Jeszcze jedno podejście i będzie z górki. Patrze na zegarek- jest lepiej niż myślałam. Dotarliśmy na Runek i pojawił się uśmiech na mojej twarzy- ostatnia prosta. Patrzę na Tatę- moja myśl- to będzie długa ostatnia prosta. Patrzę na zegarek- mamy taki zapas, ze w limicie się zmieścimy. Teraz nie można odpuścić. Ostatnie kilometry były ciężkie. Pocieszał mnie fakt, ze nie tylko dla nas. Kiedy zobaczyłam deptak- byłam szczęśliwa. Powiedziałam- „Tato- nie masz wyjścia- teraz musisz biegnąć” – Na metę wbiegliśmy razem. Tata do dziś nie wierzy, ze to przebiegł, a ja jestem z niego bardzo dumna 🙂 Na mecie aż się łezka zakręciła. Czy pobiegniemy za rok? Tata mówi, ze nie, a ja myślę, ze tak- bo takie górskie biegi są całkiem ciekawe.
Kamila Krawczyk – Krakowski Klub Biegacza „Dystans”