Nie samym bieganiem żyje człowiek
Sobota- 4.30 rano – kto normalny wstaje o tej porze w wolny dzień? Tak się składa, że my 🙂 Tylko po co, skoro można o tej porze przewracać się na drugi bok i smacznie spać dalej.
Jednak my lubimy wyzwania, dlatego postanowiliśmy przejść się malownicza trasą z Piwnicznej Zdrój do Krynicy w ramach przygotowań do Festiwalu Biegowego.
Dokładnie o 05.43 nasz pociąg ruszył do naszej stacji, z której mieliśmy wyruszyć na nasza wyprawę i również wtedy pożegnaliśmy słońce na kilka najbliższych godzin
( o czym jeszcze nie wiedzieliśmy). W Piwnicznej przywitał nas lekki deszczyk, więc pełni nadziei i zaopatrzeni w peleryny ruszyliśmy w nasza trasę.
Jednak my lubimy wyzwania, dlatego postanowiliśmy przejść się malownicza trasą z Piwnicznej Zdrój do Krynicy w ramach przygotowań do Festiwalu Biegowego.
Dokładnie o 05.43 nasz pociąg ruszył do naszej stacji, z której mieliśmy wyruszyć na nasza wyprawę i również wtedy pożegnaliśmy słońce na kilka najbliższych godzin
( o czym jeszcze nie wiedzieliśmy). W Piwnicznej przywitał nas lekki deszczyk, więc pełni nadziei i zaopatrzeni w peleryny ruszyliśmy w nasza trasę.
Po pierwszych trzech kilometrach trasy, nastąpił mały przełom pogodowy i opady trochę zelżały, żeby za jakąś godzinę marszu i kolejnych kilometrach wrócić z wielka ulewą. wtedy każdy z nas w głowie miał jedno pytanie- co ja tu robię? Miała być super wycieczka, piękne widoki, a tutaj wielka ulewa, czasem błoto po kolana i taki mały runarmagedon ( bo nawet przeszkody na szlakach się pojawiały. Swoją drogą całkiem sympatycznie musieliśmy wyglądać w naszych pelerynkach, które przypominały strój dla chóru gospel 🙂 jednak nikt nie miał ochoty na śpiewanie. Ciekawe czemu?
Po 16 km zmagań z własnymi słabościami, wiatrem, ulewą, błotem i całą resztą przeciwności naszej wyprawy dotarliśmy do Schroniska PTTK Bacówka nad Wierchomlą.
Nastąpił przełom – nie dlatego, że to drugi punkt kontrolny na trasie wrześniowego biegu, ale przestało padać 🙂 Po krótkim odpoczynku przy herbacie i kominku zobaczyliśmy niesamowity widok, który nas tutaj przyciągnął. Widok Tatr.
Jednogłośnie powiedzieliśmy: dla tego widoku było warto przejść 17 km w błocie, deszczu i przemoczonych butach.
Nastąpił przełom – nie dlatego, że to drugi punkt kontrolny na trasie wrześniowego biegu, ale przestało padać 🙂 Po krótkim odpoczynku przy herbacie i kominku zobaczyliśmy niesamowity widok, który nas tutaj przyciągnął. Widok Tatr.
Jednogłośnie powiedzieliśmy: dla tego widoku było warto przejść 17 km w błocie, deszczu i przemoczonych butach.
Od tej pory zniknął deszcz, a na niebie pojawiło się słońce, które towarzyszyło nam całą drogę powrotną.
Ze schroniska trasa była dla nas niezwykle przyjemna, bo po jednym łagodnym podejściu pod górę, było cały czas w dół. Nasze humory były zdecydowanie lepsze. Wreszcie mogliśmy podziwiać piękne górskie widoki Beskidu Sądeckiego.
Ze schroniska trasa była dla nas niezwykle przyjemna, bo po jednym łagodnym podejściu pod górę, było cały czas w dół. Nasze humory były zdecydowanie lepsze. Wreszcie mogliśmy podziwiać piękne górskie widoki Beskidu Sądeckiego.
Podsumowując całą naszą wyprawę – zrobiliśmy ponad 26 km, z czego połowę w strugach deszczu. Pogoda zweryfikowała nasze plany i musieliśmy zmodyfikować i skrócić naszą trasę o jakieś 8 km. Czy na nią wrócimy? Na pewno! Już za dwa miesiąca na Festiwalu Biegowym, gdzie będziemy walczyć o nasze życiówki i przetrwanie.
Czy wycieczka nam się podobała? –
Oczywiście! Było fantastycznie!
Jak już przyzwyczailiśmy się do mokrych butów, ciuchów, zimna było całkiem zabawnie. Dodatkowe atrakcją było pokonywanie w naszych gospelowych pelerynach przeszkód napotykanych na trasie: przewrócone drzewa, błotniste kałuże. Niektórzy prawie zostawili w nich buty 🙂 Największą nagrodą była jednak satysfakcja, że mimo barowej pogody chciało nam się wstać o 4.30 w wolny dzień, przejść dużo kilometrów w deszczu i mimo wszystko daliśmy radę. Przepiękne widoki wynagrodziły nam te wszystkie niedogodności. Zgodnie postanowiliśmy, że to nie ostatnie wyjście w góry, a kolejne już niebawem,
Czy wycieczka nam się podobała? –
Oczywiście! Było fantastycznie!
Jak już przyzwyczailiśmy się do mokrych butów, ciuchów, zimna było całkiem zabawnie. Dodatkowe atrakcją było pokonywanie w naszych gospelowych pelerynach przeszkód napotykanych na trasie: przewrócone drzewa, błotniste kałuże. Niektórzy prawie zostawili w nich buty 🙂 Największą nagrodą była jednak satysfakcja, że mimo barowej pogody chciało nam się wstać o 4.30 w wolny dzień, przejść dużo kilometrów w deszczu i mimo wszystko daliśmy radę. Przepiękne widoki wynagrodziły nam te wszystkie niedogodności. Zgodnie postanowiliśmy, że to nie ostatnie wyjście w góry, a kolejne już niebawem,
na które serdecznie zapraszamy wszystkich!